Produkty Adobe są od lat standardem w przypadku profesjonalnego zajmowania się grafiką komputerową. Od 2013 produkty zaczęły być dystrybuowane w modelu Software as a Service. Można dostrzegać pewne zalety takiego podejścia, jak np. względnie niskie opłaty uiszczane miesięcznie zamiast wysokich kosztów licencji ponoszonych jednorazowo. Warto jednak pamiętać, żeby – parafrazując Ryszarda Ochódzkiego z Misia Barei – plusy nie przesłoniły minusów. A tych jest sporo. Między innymi oddanie kontroli nad oprogramowaniem firmie Adobe, czy konieczność utrzymywania co jakiś czas połączenia internetowego z serwerami dostawcy.
Korzystając z tych możliwości okazało się właśnie, że Adobe – jako osobną usługę – wydzieliło ze swoich produktów palety kolorów firmy Pantone, które są powszechnie wykorzystywane przez grafików. Od teraz korzystanie z palet Pantone w kolejnych wersjach programów będzie dodatkowo płatne 21 USD miesięcznie. Sama płatność to jedno. Najciekawiej robi się jeśli otworzy się plik PSD, w którym wykorzystano kolory Pantone. W takim przypadku, przy założeniu, że nie zapłacono tych 21 USD, każdy kolor Pantone będzie wyświetlony jako czarny. Niezależnie od tego, kiedy dany plik powstał.
Adobe jako dostawca SaaS gwarantuje, że użytkownik korzysta z najnowszych wersji oprogramowania. Problem w tym, że te najnowsze wersje mogą zawierać rozwiązania niekorzystne dla użytkownika, ale nie ma on za bardzo co zrobić, jeśli chce korzystać z produktów tej firmy. Szerzej o tym pisze Cory Doctorow.
Dziwne przypadki w Lightroom 6.0
Warto dodać, że podobny problem dotyczy nie tylko tego oprogramowania Adobe, które jest sprzedawane w modelu SaaS. Jeden z przykładów dotyczy programu Lightroom 6.0, który był ostatnią wersją, dla której można było kupić standardową jednorazową licencję (jedna opłata przy zakupie, bez płatności cyklicznych). Wydano go w 2015, a pod koniec 2020 użytkownicy zauważyli, że przestała działać funkcja rozpoznawania twarzy. Wcześniej z kolei – wraz z końcem listopada 2018 – „zepsuła się” funkcja wyświetlająca mapę ze wskazaniem miejsca, w którym wykonano dane zdjęcie na podstawie współrzędnych zapisanych w jego metadanych.
Okazało się, że przyczyna dziwnego działania Lightrooma leżała w tym, że użytkownicy mieli co prawda pełne, jednorazowe, dożywotnie licencje, ale pewne komponenty programu działały w oparciu o licencje udzielone firmie Adobe przez innych dostawców. Licencje te w pewnym momencie po prostu wygasły, a wraz z nimi określone funkcje.
Najprostszym rozwiązaniem, które znaleźli użytkownicy była zmiana daty systemowej na taką sprzed wygaśnięcia licencji. Jeśli chodzi o mapy, to interesującym rozwiązaniem podzieliła się firma Adobe: użytkownik może kupić nową wersję Lightroom oferowaną w modelu SaaS, albo… skopiować współrzędne z okna wyświetlającego metadane zdjęcia i wkleić je w wyszukiwarkę internetową (sic).
Dwa powyższe przykłady pokazują, że użytkownik nidy nie może być pewien czy faktycznie dostał 100% tego, co kupił. W modelu SaaS dostawca może bezkarnie zabierać kolejne funkcje i jest to zasadniczo wplecione w ten sposób dystrybucji. Co ciekawsze jednak tak samo może się dziać w przypadku tradycyjnej licencji, bo jeśli kod źródłowy oprogramowania nie jest dostępny, to nigdy nie można być pewnym czy nie ma w nim zależności od jakiegoś komponentu, który nagle może się sam z siebie wyłączyć.